Jakiś czas temu trafiliśmy na bardzo ciekawy artykuł, opublikowany w lipcu 2008 roku w FINANCIAL TIMES.
Oryginalny tekst (wymagana bezpłatna rejestracja) znajduje się tutaj: http://www.ft.com/cms/s/0/fafc9c40-4cff-11dd-b527-000077b07658.html
Poniżej jego skrócone tłumaczenie, zachęcamy do zapoznania się z historią rowerków biegowych LIKEaBIKE
Przedsiębiorczość
Nowy pomysł, jak pomóc dzieciom nauczyć się jeździć na rowerze, pozwolił Rolfowi i Beate Mertens otworzyć firmę. Potem konkurencja zaczęła ich kopiować – pisze Gerrit Wiesman
Kiedy dwuletni Niklas Mertens przejechał się na rowerku dziecięcym ręcznie wykonanym ze sklejki przez swojego ojca, zwrócił na siebie uwagę przechodniów. „Ludzie po prostu się gapili” – mówi Rolf Mertens, który później rozpoczął pracę dla czasopisma komputerowego jako konstruktor, wspominając widok malucha śmigającego na deptaku w Aachen w Niemczech. „Nigdy nie widzieli, żeby dwulatek tak dobrze sobie radził”. Mama Niklasa, Beate, mówi: „Wsiadł i pojechał. Zatrzymywał się tylko na posiłki i spanie”.
Przedsiębiorcze małżeństwo wiedziało, że tego wiosennego dnia 1997 r. znaleźli doskonały pomysł. Latem nazwali swoją młodą firmę Kokua (wymyślone słowo z młodości pana Mertensa; później dowiedział się, że „kokua” po hawajsku znaczy „pomoc”) i już w październiku wytwarzali LIKEaBIKE – dwukołowiec bez pedałów, który wywołał rewolucję na rynku rowerków dziecięcych.
Ich przesłanie było proste. Zamiast sadzać malucha na rowerki z łańcuchem i bocznymi kółkami, rodzice powinni nauczyć go trudnej sztuki równowagi za pomocą rowerka, który wymaga odpychania się stopami i swobodnego toczenia się, kiedy to możliwe.
Popyt na tego typu rowerki był tak duży, że producenci rowerów, tacy jak niemieckie firmy Puky i Kettler, a także duzi sprzedawcy detaliczni musieli odłożyć na bok swój początkowy sceptycyzm i stworzyć własne modele – przysparzając wiele problemów rodzinie Mertensów.
Niemiecki wynalazca Karl Drais wymyślił dorosłą wersję roweru bez pedałów w 1817 r. Jej powrót miał miejsce w latach 90. XX w., kiedy to Niemiecki Klub Rowerowy zaczął namawiać swoich członków, takich jak państwo Mertens, by zdjęli pedały z rowerków swoich dzieci, zamiast mocować do nich kółka, żeby nauczyć dzieci równowagi.
Zamiast męczyć się z nieporęcznymi częściami rowerowymi, pan Mertens uznał, że może zrobić to samo co Drais – samodzielnie zbudować rower. Jako konstruktor przemysłowy, należał też do miejscowego klubu stolarskiego.
„Stolarka to zawsze było więcej niż hobby” – mówi. „Zawsze chciałem zrobić coś, co moglibyśmy wprowadzić na rynek”. Po eksperymentach z przedmiotami codziennego użytku, takimi jak solniczki i pieprzniczki, wymyślił coś nowego.
Pan Mertens jest dumny ze swojej pomysłowości, jednak przyznaje, że popełnił jeden błąd. „Spieszyłem się i nie pomyślałem o opatentowaniu niektórych rozwiązań technicznych. Kiedy produkt znalazł się na rynku, było już za późno”. Przeoczenie przypomniało o sobie siedem lat później.
Przez jakiś czas wszystko szło dobrze. Pan Mertens zrezygnował z pracy, a jego bratu Alfredowi tak bardzo spodobał się wczesny prototyp, który jego syn otrzymał w prezencie, że dołączył do firmy małżeństwa. Później zrezygnował z pracy jako nauczyciel, by pracować dla KOKUA na pełen etat.
We wrześniu 1997 r. trio wydało oszczędności, by wpłacić ustawowy minimalny kapitał zakładowy w wysokości 50 000 marek niemieckich i zarejestrować KOKUA jako spółkę z ograniczoną odpowiedzialnością. Od tego czasu pożyczyli pieniądze tylko raz – w celu zabezpieczenia finansowania pomostowego.
Ich następnym problemem było znalezienie dostawcy będącego w stanie wytwarzać drewniane części rowerka LIKEaBIKE z fazowanymi brzegami itp. Tylko jedna firma stolarska we wschodnich Niemczech podjęła wyzwanie – ale nawet ona miała wątpliwości, czy sprosta surowym wymaganiom pana Mertensa.
„Zamówiliśmy ogłoszenia w niemieckim czasopiśmie branżowym na październik, listopad i grudzień” – wspomina pan Mertens. „Po ukazaniu się pierwszego zamówienia pierwsi sprzedawcy przefaksowali nam zamówienia, a my wciąż nie wiedzieliśmy, czy dostaniemy potrzebne części”.
Liczba zamówień rosła i pojawił się niemiecki dostawca. Co tydzień on oraz dostawcy kół i opon przysyłali kurierem do mieszkania Martensów w Aachen części na 20-30 rowerów. Na pierwsze święta Bożego Narodzenia sprzedało się 200 rowerków.
„Spieszyłem się i nie pomyślałem o opatentowaniu niektórych rozwiązań technicznych. Kiedy produkt znalazł się na rynku, było już za późno”.
„W 1998 r. produkowaliśmy 100 rowerów tygodniowo” – wspomina pani Mertens. Nie mieszkało się zbyt przytulnie wśród tych wszystkich części i kartonów. „Wszystko, co nam dostarczano, musiało zostać wniesione na trzecie piętro, a każdy ukończony rowerek LIKEaBIKE trzeba było znów znieść na dół”.
Rok później spółka przeniosła się do nowej siedziby w Roetgen, rodzinnym mieście pani Mertens. „W 2003 r. popyt bardzo wzrósł” – mówi pani Mertens. „Ustnie przekazywane informacje na temat naszego produktu osiągnęły punkt kulminacyjny”.
Wkrótce po pojawieniu się rowerków na rynku, amerykański sprzedawca detaliczny Toys R Us kusił Kokuę zamówieniem, jednak odmówiono mu. Państwo Mertens uważali, że dystrybucja przez wyspecjalizowanych detalicznych sprzedawców rowerów to jedyny sposób zapewnienia jakości obsługi i dobrych cen.
Kolejnym problemem okazała się konkurencja. W 2004 r. tanie supermarkety zaczęły kopiować ich pomysły, korzystając nawet z drewna. „W 2005 r. nasza sprzedaż spadła” – mówi pan Mertens. „Produkowaliśmy nie więcej niż 200-500 rowerków tygodniowo. Całe to doświadczenie było dla nas bardzo trudne, nie tylko finansowo. Czy powinniśmy wziąć odwet?”.
Wnieśli sprawę do sądu, osiągnęli ugodę w jednej sprawie i wygrali kolejne „trzy lub cztery”, gdyż niemieckie prawo dotyczące konkurencji do pewnego stopnia chroni innowacyjne pomysły, jeśli nie są opatentowane. „Opatentowanie niektórych elementów konstrukcji naprawdę by pomogło” – mówi pan Mertens. Jednak kiedy koszty prawników wyniosły prawie 100 000 euro, Mertensowie zdali sobie sprawę, że nie mogą cały czas bronić KOKUA przed sądem, zwłaszcza za granicą.
W 2005 r. rozszerzyli asortyment, który obecnie obejmuje sześć modeli i rozpoczęli ekspansję za granicą za pośrednictwem zagranicznych partnerów – ich największe rynki to Szwajcaria, Wielka Brytania i Stany Zjednoczone. Dzisiaj dwie trzecie z 450 rowerków produkowanych co tydzień jest sprzedawanych za granicą.
Pan Mertens mówi, że wciąż otrzymuje e-maile z Chin, w których producenci dumnie prezentują swoje rowerki bez pedałów i pytają, czy KOKUA chciałaby nawiązać współpracę. Amazon.com sprzedaje podobny rowerek za 40 euro, czyli o 110 euro mniej niż oryginał KOKUA.
Jednak właściciel firmy już podchodzi do tej kwestii z większym optymizmem. „Nie wróciliśmy do poziomu sprzedaży z 2003 r. – mówi – ale dobrze nam idzie”. Zaczął nawet stawiać czoła większym konkurentom, wprowadzając aluminiową wersję LIKEaBIKE. Można się też spodziewać pierwszego roweru z pedałami.
Miłośnik stolarki i rowerów bez pedałów podąża za swoją naturą
Rolf Mertens wykorzystał swoje doświadczenie jako konstruktora i miłośnika stolarstwa, by stworzyć wyróżniający się stylowy rowerek dla dzieci.
Główną ramę rowerków LIKEaBIKE tworzą dwa kawałki zaokrąglonej sklejki. Patrząc na nie z góry, można zauważyć, że mają kształt litery A. Z tyłu ramy znajduje się koło, na środku siodełko, a z przodu widełki na koło. Pan Mertens, fan jazdy na rowerze po czterdziestce, przyznaje, że lubi proste, kanciaste meble duńskiego architekta i projektanta Arne Jacobsena i fińskiego współczesnego projektanta Alvara Aalto, dwóch mistrzów wykorzystania drewna.
„Użycie drewna zamiast metalu było oczywistym wyborem” – mówi pan Mertens. Z łatwością mógł kupić i samodzielnie obrobić materiał. Musiał jednak szybko szukać wykonawców z zewnątrz, gdyż jego rzemieślnicza linia produkcyjna była zbyt wolna.
Obecnie drewniane rowerki są składane przez pracowników KOKUA, spółki założonej przez pana Mertensa, w zakładzie w Roetgen pod Aachen.
Źródło: FINANCIAL TIMES http://www.ft.com/cms/s/0/fafc9c40-4cff-11dd-b527-000077b07658.html
Autor: Gerrit Wiesmann, 8 lipiec 2008